Relacja pisana na zywo z wyjazdu, z gory przepraszam za anglicyzmy i literowki.
Od kilu lat “polowanie na zorze “ jest stala pozycja w moim kalendarzu podrozniczym. W zwiazku z tym zaczely wyczerpywac mi sie pomysly, gdzie pojechac w Skandynawii i doszlam do wniosku, ze czas odwiedzic Alaske.
Z pomoca przyszla “promocja” British Aiways na biznes klase do USA. Przy tego typu promocjach trzeba szybko myslec, dokad chce sie poleciec, a jedyne co mi przyszlo do glowy to wlasnie Alaska. “Promocja” nie obejmowala tej trasy, wiec kupilam bilety do Seattle, a do Anchorage dokupilam zwykle w klasie ekonomicznej, po tym jak BA potwierdzilo, ze bedzie honorowac blad taryfowy.
Haczykiem “promocji” byl poczatek trasy w Oslo. Moj maz zostal juz zahartowany na trasie do Honolulu z Dublina z trzema przesiadkami, wiec Seattle z Oslo nie bylo dla niego szokujace i zglosil swoj udzial w tej wyprawie.
Nasza podroz zaczela sie od krotkiej wizyty w hotelu Thistle Heathrow T5, gdzie zaparkowalismy samochod i zameldowalismy sie na jedna noc. Noc w hotelu + parking, kosztowal prawie tyle samo co zostawienie samochodu na standardowych parkingach. Niestety byl bardzo duzy problem ze znalezieniem wolnego miejsca. Auta staly wszedzie, na podwojnych liniach, na trawnikach, itp. Hotel nie ma za dobrze przemyslanej polityki parkingowej.
Stamtad dostalismy sie PODem na Terminal 5, skad polecielismy do Oslo. Na lotnisku w Oslo spedzielismy okolo 5h w Lounge OSL. Nie dalo sie znalezc lepszego polaczenia bez czekania, a Oslo nie nadaje sie na operacje “back to back” czyli przylot i wylot tym samym samolotem.
OSL Lounge jest calkiem przyzwoita jak na zbiorowke dla wszystkiech lini. Bar salatkowy, swieze pieczywo, napoje zimne i gorace, alkohole. Z cieplych dan zupa dnia. Jedzenie przynoszone na biezaco, nie bylo sytuacji, ze talerze swiecily pustkami. Aczkolwiek sprzatanie nie szlo im za dobrze. Stoliki zastawione naczyniami, klejace sie stoly. Wzor dywanu na podlodze taki, ze nie wiadomo czy to komus wylala sie kawa czy to tak ma byc.
Samolot powrotny na Heathrow byl spozniony 50 minut, ale bardzo szybko go przygotowano do odlotu i po drodze nadrobil troche spoznienia. Z T5 ponownie uzylismy PODa, zeby dostac sie do hotelu. Zajmuje to okolo 5 minut. Dzieki temu dostalismy sie szybko do pokoju i moglismy wyspac sie przed kolejnym dniem podrozy.
Dzien 2.
Z hotelu wyszlismy okolo 7.15, kolejna podroz PODem na T5, nadalismy bagaz do Seattle i poszlismy przetestowac Concorde Room. Jest to salonik tylko i wylaczenie dla pasazerow pierwszej klasy i czlonkow programu BAEC, ktorzy wylatali 5000TP rocznie. Niektorzy specjalnie robia Tier Points Run, zeby dostac dostep do tego saloniku, ale za bardzo nie wiem po co. Nie zachwycil mnie niczym. Jedzenie jest tylko na zamowienie, mozna usiasc przy stolach jak w restauracji lub zamowic cos pozostajac w czesci ogolnej. Sniadanie, ktore zamowilismy niczym nie roznilo sie od tego, co jest dostepne w First Class lounge. Jajecznica byla zimna, a English Breakfast meza mozna byloby zlozyc samemu z samoobslugowej jedzenia w GF (Galleries First). Jedyna widoczna roznica jak dla mnie, to drozszy szampan i lepszy wybor alkoholi i koktajli. Oczywiscie menu Concorde Room jest bardziej rozszerzone niz to z GF, ale na sniadaniu nie ma duzego wyboru. Byc moze pozniej jest lepsze jedzenie. Menu mozna przejrzec na stronie FlyerTalk - http://www.flyertalk.com/forum/british- ... 015-a.html
Wypilam troche Laurent-Perier Grand Siecle, posiedzielismy na kanapie i poszlismy do naszej bramki w satelicie B. Boarding poszedl sprawnie. Przy wejsciu do samolotu, po zorientowaniu sie, ze leciemy pierwsza klasa, stewardesa zaprowadzila nas do naszych miejsc, a za chwile wjechal kieliszek szampana na powitanie, ten sam co w lounge.
Siedzenia, a raczej Suites sa calkiem spore, jest prywatna szafa, wszystkie niezbedne gniazdka do ladowania urzadzen, pilot do TV, itd. Ekran niestety trzeba zlozyc do startu i ladowania, co uwazam za niedogodnosc, bo nie mozna ogladac trasy lotu, ani filmu. Dostalismy Amenity Kits oraz pizamy (sleeping suit, brzmi lepiej niz PJ
;-) ) Pomysl przebrania sie w pizame wydawal mi sie troche dziwny, ale potem doszlam do wniosku, ze po co gniesc wlasne ubrania, jak moge przebrac sie w cos wygodniejszego. Inni pasazerowie tez tak zrobili. W pierwszej klasie jest 14 miejsc, bylo zajetych 8, a potem pojawil sie pasazer numer 9, ktory najwyrazniej przyszedl z business lub ekonomicznej, bo nie widzialam go przy starcie.
Widok ogolny na kabine.
Miejsce srodkowe.
Szafa przy miejscu przy oknie.
Miejsce przy oknie.
Gniazdka i pilot do TV na miejscu srodkowym.
Pizama.
Damski Amenity Kit/Wash bag.
Po starcie ponownie pojawily sie drinki i moj kieliszek nigdy nie byl pusty przez cale 9h lotu. Oprocz LP Grand Siecle, sprobowalam jeszcze Marion-Bosser Cru Blanc de Blancs, jednak ten pierwszy bardziej mi smakowal. Nie probowalam zadnych win, ani innych mocnych alkoholi. Maz powiedzial, ze jedno z czerwonych win bylo bardzo dobre i sprawdzi nazwe w domu.
Jedzenie ladnie podane, przystawki, danie gowne, deser. Jako glowne danie wybralam steka z Aberdeen Angus beef, ale byl on przecietny. Jak do tej pory, zadne samolotowe mieso nie przebilo steka z American Airlines. Na deser skusilam sie na lody, za to maz wybral ciastko czekoladowe i bylo ono przepyszne.
Starter.
Kolejny starter.
Starter meza.
Danie glowne.
Deser.
Deser meza.
Godzine przed przylotem serwowane jest Afternoon Tea: kanapki, scones i jeszcze cos lekkiego.
Kabina przed przylotem do Seattle.
Przelot pierwsza klasa uwazam za pozytywne doswiadczenie, aczkolwiek nie wiem czy bylabym rownie zadowolona, gdybym zaplacila za to pare tysiecy funtow. Doplata 22500 avios do business jest rozsadna cena, ale gdybym miala na to wydac 100tys avios, to chyba nie palilabym sie do tego. Spadek do klasy ekonomicznej, na pewno bedzie bolesny. Szczegolnie, ze mam bilet na ten sam lot na luty i zarezerwowane miejsce w ostatnim rzedzie… Jest jedna wada miejsc z przodu samolotu, trudno robi sie zdjecia przez okno. Glowne miejsce jest za daleko od okna i trzeba usiasc na krawedzi. Druga opcja, to siedzenie na podnozku, ale wtedy nie mozna odchylic sie do tylu, bo obudowa szafy przeszkadza.
Przesiadka w Seattle byla meczaca. Jak juz bylo napisane w innej relacji z Alaski - http://www.fly4free.pl/forum/into-the-w ... ,210,76135 , nie ma zadnych toalet miedzy wyjsciem z samolotu, a wyjsciem do hali bagazowej.
Tuz po wyjsciu z samolotu zjechalismy ruchomymi schodami do kontroli paszportowej. Tam skorzystalismy z kolejki dla USA, Kanady i Esta (kolejna wizyta). Najpierw przeszlismy przez automatyczne kioski, gdzie byl skanowany paszport, odciski palcow i robione zdjecie. Nastepnie z wydrukiem stalismy w kolejce do czlowieka. Nie wiem jaka jest funkcja kioskow, bo ponownie musielismy skanowac odciski palcow i to z obu rak i ponownie robiono zdjecie. To wszystko zajelo 15 minut. Potem trzeba bylo odebrac torby, nie czekalismy, bo juz jezdzily po pasie bagazowym. Z torbami wyruszylismy do kolejnej kolejki, zeby wyjsc z tej czesci. To zajelo kolejne 15 minut, mimo ze kolejka caly czas poruszala sie do przodu.
Po wyjsciu z przylotow byly stanowiska Delty i mozna bylo od razu nadac bagaz do kolejnej destynacji i przejsc przez kontrole do bramek S lub wyjsc z lotniska. Przy opcji wyjscia z lotniska, znowu dwie mozliwosci, mozna puscic bagaz na tasme i dojedzie on do terminalu glownego albo zabrac go ze soba do pociagu tranzytowego.
Moglismy nadac torby od razu, ale nigdzie nie bylo toalet, zeby odswiezyc sie i przebrac, a te pierwsze pol godziny na ladzie w Seattle bylo dosc nieprzyjemne. W zwiazku z tym pojechalismy z bagazami do terminalu glownego, gdzie w koncu byla jakas toaleta. Nastepnie nadalismy bagaze przy stanowisku Delty, przeszlismy kolejna kontrole bezpieczenstwa i moglismy wrocic do bramek S. To wszystko zajelo poltorej godziny od ladowania.
Kontrola bezpieczenstwa byla dziwna. Powiedzieli, zeby nic nie wyjmowac z bagazu, bo nie maja korytek i nie zdejmowac butow.
Bramka odlotowa do Anchorage byla rzut beretem od tej, do ktorej przylecielismy i moglam obserwowac "nasz" samolot BA, ktory byl przygotowywany do odlotu.
Mielismy 3h przerwy miedzy lotami, wiec dlugo nie czekalismy. Lot do Anchorage byl wyprzedany i szukali ochotnikow, ktorzy zdecyduja sie na pozniejszy lot, za odpowiednia rekompensata w formie vouchera Delty. Nie wiem czy ktos sie zglosil czy nie. W czasie boardingu okazalo sie, ze dwie osoby maja to samo miejsce i nastapila konsternacja wsrod obslugi. W koncu jakos upchneli tego pasazera, w rzedzie przy wyjsciu awaryjnym. Jedna pani z pierwszego rzedu ekonomicznego zostala “wyrzucona” ze wzgledu na niepelnosprawnego pasazera i wyslali ja na koniec. Boarding byl dlugi, ale mimo to zostalo jeszcze miejsce na bagaze na gornych polkach i samolot odbil od terminalu na czas.
Te 3h na pokladzie Delty byly bardzo dlugie i meczace. Mialam okazje zrobic platny upgrade do pierwszej klasy, ale nie chcialam tego robic wczesniej, na wypadek, gdybysmy nie zdazyli na samolot. Potem mialam to zrobic przed odlotem z Londynu, gdy bylo juz wiadomo, ze bedziemy na czas, ale zapomnialam. Niby miejsca w ekonomicznej maja 32 cale miedzy rzedami, ale bylo jakos niewygodnie, poza tym bylismy juz zmeczeni.
W Anchorage przywitala nas piekna pogoda i widoki. Na dworzu bylo okolo 15C i slonecznie. Okazalo sie, ze musze zadzwonic do hotelu po shuttle bus, bo tak sam z siebie nie jezdzi i nie ma zadnego specjalnego telefonu na lotnisku, z ktorego mozna zadzwonic. Przy bagazach byla tablica z numerami do 20 hoteli, ale nie do naszego.
Shuttle bus przyjechal po 15 minutach i zawiozl nas do Homewood Suites. Nie pamietam juz dokladnie, dlaczego wybralam ten hotel, poza tym, ze mial darmowy shuttle bus z lotniska i do centrum oraz darmowy parking. Wlasciwie to jest to taki klaster hoteli, obok jest Hilton Garden Inn i buduja kolejny apartamentowiec tej samej sieci Home2. Kawalek dalej jest Motel6, Marriott Fairfields Inn, itp.
Zastanawialismy sie czy ruszyc sie gdzies do miasta czy po prostu pojsc spac. Stwierdzilismy, ze pojdziemy spac, a ja wstane okolo 22.00 i zobacze czy jest zorza. Budzik zawiodl albo ja go nie slyszalam, bo obudzilam sie troche pozniej, sprawdzilam kamerke internetowa z Fairbanks, zobaczylam, ze zieleni brak i poszlam spac. Okolo 2 rano obudzilismy sie i trudno bylo juz zasnac. Ponownie sprawdzilam internet na telefonie i na specjalnej grupie na Facebooku zobaczylam, ze szaleje zorza. Wyjrzalam przez okno i faktycznie szalala nad miastem.
Niestety brak samochodu uniemozliwil mi oddalenie sie od swiatel miasta i zrobilam tylko pare zdjec z pustego placu obok hotelu.
Dzien 3.
Od 5 rano czekalismy na sniadanie ☺ Dobry czas na napisanie kawalka relacji z podrozy. O dziwo sniadanie w Homewood Suites nie bylo takie tragiczne jak sie spodziewalam. Oczko wyzej niz darmowe sniadanie w Hampton Inn i Fairfields Inn. Wiadomo, wiekszosc produktow wysoko przetworzonych, ale nawet byly prawdziwe jajka na twardo czy serek wiejski.
Niedlugo jade odebrac samochod z wypozyczalni w miescie i zdecydujemy dokad jechac na wycieczke, pogoda dopisuje. Oczywiscie relacja kolegi Maciass jest bardzo przydatna i bedziemy powielac czesc jego tras.Dzien 3, ciag dalszy.
Hotelowy shuttle bus zawiozl nas do wypozyczalni Enterprise, gdzie mielismy zarezerwowany samochod. Para z drugiego hotelu, gdzie zatrzymuje sie bus, rowniez jechala do tej samej wypozyczalni. Podobno mozna zamowic w wypozyczalni odbior i dowoz do nich, ale zapomnialam o tej opcji.
Na miejscu dostalismy Hyundai Elantre, zamowilam klase Avensis, wiec podobna wielkosc. Pierwsze rozczarowanie, to brak podgrzewanych siedzen. Auto na Alasce bez podgrzewanych siedzen !? W Skandynawii zawsze sa podgrzewane fotele, nawet w najmniejszych autach, to bardzo istotne udogodnienie, gdy poluje sie na zorze. Drugie rozczarowanie: port USB nie laduje telefonu, duza wada, bo korzystam z nawigacji w Nokii. Poza tym auto mialo tablice rejestracyjne z Waszyngtonu, co zauwazylam na pierwszym postoju. To moze wyjasniac braki w wyposazaniu niezbednym na dalekiej polnocy.
Jazda po Anchorage jest dosc latwa, bo wszystko jest oparte na kwadratach, ulice w systemie jednokierunkowym, z kilkoma pasami. W niedziele ruch bardzo maly.
Plan dnia: wycieczka do Whittier. Droga dojazdu prawie, ze prosta, caly czas autostrada nr1 na poludnie i potem odbic na lewo. Widoki przepiekne, po prawej woda i gory, po lewej gory z zoltymi drzewami, trasa jak z pocztowki.
Zatrzymalismy sie na kilku punktach widokowych, lacznie z Beluga Point. Staralam sie uwiecznic te piekne widoki, ale slonce troche grymasilo i chowalo sie za malymi chmurkami, ktore rzucaly cien na gory. Na drodze nr1 ruch byl przecietny, wszyscy jechali z podobna predkoscia, okolo 65 mph.
Po skrecie na Portage i Whittier widoki staly sie jeszcze ladniejsze (jak to mozliwe?). Pierwszy przystanek: Moose Flats. Parking w lesie z kilkoma trasami spacerowymi, oczka wodne ze stolami piknikowymi, widok na okoliczne gory.
Kolejny punkt: miejsce obserwacji dzikich lososi. Z parkingu jest kilka szlakow spacerowych, ze specjalnymi drewnianymi podestami. Tablice informacyjne z wyjasnieniami, wszystko starannie przygotowane dla zwiedzajacych. Lososie “wisialy” sobie w rzece, co jakis czas wyskakujac. Stolowka z gotowym posilkiem dla niedzwiedzia. Nastepnym razem jak kupie w sklepie dzikiego lososia z Alaski (Wild Alaskan Salmon), bede wiedziala skad do mnie przyjechal.
Tuz przy Portage droga rozdzielila sie na lokalna z parkingami i kawiarnia, a druga odnoga pojechala w strone tunelu do Whittier. 20 wrzesien to juz okres po sezonie turystycznym i kawiarnia byla zamknieta. Nie ma juz rejsow do lodowca. Na parkingu na koncu drogi byla wielka tablica, ze rejsy juz od maja.
Z parkingu wczesniej wiodl szlak spacerowy do lodowca. Po przeczytaniu, ze to tylka 1 mila po plaskim, wyciagnelam meza na spacer. On nie lubi chodzic po gorkach, wiec na wspolnych wyjazdach mam ograniczone opcje. Nie doszlismy do samego lodowca, bo juz kawalek wczesniej bylo widac, ze lod wisi dosc wysoko, a na dole jest tylko duzo kamieni. Czesto jezdze do Szwajcarii, wiec widok lodowcow nie jest mi obcy.
Na sciezce bylo duzo rodzin z dziecmi i ludzi z psami. Wszyscy korzystali z pieknej, jesiennej pogody.
Czas wyruszyc do tunelu. Od czasu relacji Maciassa cena za przejazd wzrosla do $13. Mielismy szczescie, ze zalapalismy sie na ostatnia chwile przed zmiana kierunku jazdy i nie musielismy czekac 40 minut. Kierunek ruchu jest zmieniany co pol godziny, z racji tego, ze w tunelu jest tylko jeden pas.
Tunel o dlugosci 4100m, to nic nowego dla mnie. W Szwajcarii sa dluzsze tunele, aczkolwiek tamtejsze maja zwykle dwa pasy. Przypomnial mi sie tunel z Norwegii, ktory mial automatyczne drzwi, chroniace go przed sniegiem. Pamietam jak stwierdzilismy: “no nie, tunel zamkniety”, a wystarczylo podjechac blizej i drzwi otwieraly sie i mozna bylo jechac.
Po przejezdzie przez tunel mozna zatrzymac sie na chwile na malym parkingu, gdzie jest wystawa o historii tego miejsca. Tak sie sklada, ze o Whittier czytalam kilka miesiecy temu w gazecie, ale nie zadalam sobie trudu zapamietac nazwy, ani sprawdzic lokalizacji. Dopiero po przeczytaniu relacji Maciassa skojarzylam, ze to jest wlasnie to miejsce, gdzie wszyscy mieszkaja w jednym bloku. Nie sadzilam, ze trafie w tak odlegle i nieco dziwne miejsce. http://www.dailymail.co.uk/travel/trave ... -roof.html
Nad woda jest duzy parking z kilkoma sklepami i knajpkami. Mozna parkowac za darmo przez 2h. O tej porze roku nie bylo problemu z wolnymi miejscami. W zatoce jest duza marina z prywatnymi lodkami, z boku terminal promowy. I to wlasciwie wszystko. Dlasza czesc cywilizacji znajduje sie w “centrum” miejscowosci – Downton, jak to ladnie brzmi
;-)
Taki koniec swiata, ale nie moglo zabraknac Chinczykow i azjatyckiej restauracji. Musza dobrze karmic, bo widzialam duzo ludzi wychodzacych ze srodka. Ceny nie byly jednak zbyt zachecajace.
Weszlismy na chwile do kawariarnii Lazy Otter, mielismy kupic kawe, a skonczylismy z shakami z nutelli. Byly tak geste, ze trzeba bylo uzyc lyzeczki. Mial byc napoj, wyszedl duzy kubek lodow czekoladowych. Faktycznie pamiatki i akcesoria odziezowe mieli tanie, o czym moglam przekonac sie porownujac ceny, do sklepow z Anchorage.
Historia z jedynym budynkiem mieszkalnym dla wszystkich rezydentow miasteczka bardzo mnie intrygowala, ale nie na tyle, zeby pojsc odwiedzic Downtown. Ograniczylam sie do zrobienia zdjec tunelu I budynkow.
Jeden z ladniejszych budynkow nad woda, to hotel Inn at Whittier. Sympatyczne miejsce na odludziu.
Na miejscu spedzilismy godzinke, tak by zalapac sie na kolejna zmiane kierunku ruchu w tunelu i nie utknac na dluzej.
W drodze powrotnej do Anchorage zatrzymalismy sie tylko przy Potter Marsh Bird Sanctuary. Warto podjechac na oficjalny parking i przejsc sie specjalnie zbudowanymi podestami widokowymi.
Na zakonczenie dnia pojechalismy do centrum Anchorage. Parking nie nalezy do najtanszych, najpierw wjechalam na jakis publiczny parking, gdzie do 2h liczono sobie $8, wiec stwierdzilam, ze poszukam czegos tanszego. Zatrzymalismy sie przy budynkach urzedu miejskiego, tam liczyli sobie 4 dolary do 2h godzin postoju, troche lepiej. Chociaz szkoda, ze w niedziele po poludniu nie mozna parkowac za darmo, miasto i tak jest opustoszale o tej porze. Najpierw przeszlismy sie 6th Avenue, zajrzelismy do kilku sklepow z pamiatkami, a nastepnie do centrum handlowego. Sklepy z pamiatkami Bear Gifts maja zawyzone ceny, chociaz jest tworzone wrazenie, ze wszystko jest na wyprzedazy i jest tanio. Sklep tuz obok mial nizsze ceny i ladniejsze pamiatki.
W centrum handlowym sa dwa duze domy towarowe: Nordstrom i JC Penny. Nie wchodzilismy do zadnego z nich, przeszlismy sie tylko zobaczyc jakie sa mniejsze sklepy. Bylam rozczarowana, ze nie ma zadnych sklepow outdorowych. Spacer po 5th Avenue zaowocowal znalezieniem sklepu Alaskan Outfitters, gdzie mieli bardzo duzy wybor cieplych i specjalistycznych ubran, a nawet dzial taktyczny z kamizelkami kuluodpornymi, nozami, itp. Ja bylam pod wrazeniem wyboru rekawiczek, nie pamietam, zebym widziala az tyle, w jakimkolwiek sklepie wczesniej. Niestety wybor butow byl maly, a szkoda, bo mialam nadzieje, ze moze tanio kupie buty trekkingowe.
Ostatnim punktem programu na ten dzien, byl obiad. Wybralismy sie do Golden Coral Bar and Grill , ktory byl obok hotelu. Okazalo sie, ze jest to buffet, gdzie placi sie stala cene za posilek plus napoj, a nastepnie zapycha sie wszystkim co dostepne. Bardzo niebezpieczne miejsce, bo maja ogromny wybor jedzenia. Aczkolwiek jakosc jedzenia nie jest zbyt wysoka. Skusilam sie na steka i pieczen wolowa, ale obie sztuki miesa byly takie sobie. Jedzenie jest podzielone na trzy dzialy: salatki i zupy, miesa i dania gowne, desery. Patrzac na to wszystko, nie mialam watpliwosci dlaczego Amerykanie sa tacy grubi.
Kolacja – dinner, kosztowal $14.79 od osoby i napoje po $2.39. Ceny juz z podatkiem, bez zbednego zgadywania kwoty brutto, co zawsze mnie irytuje. Chyba wole isc do troche lepszej restauracji i wybrac danie z menu, ktore jest porzadnie przygotowane.
Zachod slonca z okna hotelowego.
Mimo wielkiego zmeczenia, postanowilam pojechac wieczorem i zapolowac na zorze. Mialam spisane kilka punktow widokowych i wybralam parking przy Flattop Mountain. 25 minut jazdy samochodem, ostatni odcinek po kretej, ciemnej drodze. Na miejscu nie wjechalam na parking, a pojechalam kawek dalej do rozwidlenia drog i zaparkowalam na jednej z odnog.
Bardzo fajny punkt widokowy, w dole widac swiatla Anchorage. Prawie jak w Los Angeles z Mullholand Drive, tylko nie widac lini rownoleglych ulic. Niebo bylo w miare czyste, ale zorzy brak. Wysiedzialam okolo poltorej godziny, pokrecilam sie w kolko samochodu, porobilam troche zdjec nieba i tyle. Co ciekawe, droga dojazdowa na parking byla bardzo ruchliwa. Gdy przyjechalam okolo 21.30, byly tylko 2 samochody, gdy wracalam po 23.00, bylo okolo 20 aut. Najwyraznie wszyscy chcieli zobaczyc widowisko podobne do poprzedniej nocy. Z tego co czytalam i slyszalam rozmowy roznych osob, wszyscy mowili, ze poprzedniej nocy byla piekna zorza. Szkoda, ze nie mialam auta tego dnia. Coz, nie mozna miec wszystkiego (podobno).
To biale to snieg, na dworzu bylo -2C.
Jedyna zielen jaka zobaczylam tej nocy, waski pasek tuz nad swiatlami parkingu.
Czas na sniadanie, ciag dalszy nastapi.Dzien 4.
Plan dnia: wycieczka do Seward.
Wyjechalismy z Anchorage ta sama droga co poprzedniego dnia i przez kolejne kilkadziesiat mil jechalismy po wlasnych sladach. Jednak tego dnia byla troche inna pogoda i odplyw, wiec widoki byly inne. Chmury, a moze mgla, wisialy nad sama woda i nad lakami.
Miło się zapowiada.... Ale nurtuje mnie 1 pytanie: co robi się z tą piżamą po uzyciu? Ona jest "jednorazowa", czy linie piorą i dają następnym pasażerom ( chyba niemożliwe....). Z ciekawości pytam, bo nie sądzę bym miała mieć ten dylemat kiedykolwiek
:-)
My zabralismy pizamy ze soba, z tego co widzialam, inni pasazerowie tez. Ta pizama jest jak cienki dres, wiec mozna nosic po domu albo uzywac zgodnie z przeznaczeniem
:-)
Piękne zdjęcia, moje przy tych wypadają bardzo blado, oto co znaczy dobry fotograf
;) Cieszę się że moja relacja w jakimś stopniu się przydała
:) Super że udało wam się tak szybko upolować zorzę!
Higflyer napisał:Bardzo ładne zdjęcia. W jaki sposób robiliście zdjęcia gwiaździstego nieba? Przez ręczne nastawienia dłuższego czasu naświetlania?Zdjecie domku z gwiazdami: czas 10 sekund, przeslona 5, ISO 3200. Zdjecie nieba nad parkingiem: czas 15 sekund, przeslona 5, ISO 3200. Wrzuce jeszcze pare zdjec z kolejnego polowania na zorze, niezbyt udanego, ale ladne niebo bylo. Maciass, dzieki za dobre slowo, ale nie do konca jestem zadowolona z niektorych zdjec. Swiatlo bylo bardzo trudne chwilami, slonce nie z tej strony, niebo za jasne, gory za ciemne, itp. Mialam ze soba rozne filtry, ale zostawilam w walizce, zamiast zabrac do samochodu. Oczywiscie dalszy ciag nastapi, a do istniejacych postow dorzuce jeszcze pare zdjec zrobionych przez meza.
@Aga_podrozniczka nie bądź taka krytyczna wobec siebie, zdjęcia są naprawdę obłędne!
:) Kurcze kolejna fajna relacja z Alaski, czas wpisać ją na listę must-see
:D
Super relacja, już druga z Alaski w ostatnim czasie
:)Co prawda nie tak bardzo budżetowo, ale czego nie robi się, żeby spełnić swoje marzenia
:)Nakręcacie mnie coraz bardziej na to, a Japonia czeka w kolejce, będzie ciężki wybór
:DCzekam na podsumowanie i gratuluję doskonałych zdjęć
:)
Jak wszystko zaplanujesz duzo wczesniej, znajdziesz tanie bilety i noclegi, to nie bedzie drogo. Moj wyjazd byl zupelnie ad hoc i nie poswiecilam zbyt duzo czasu na wyszukiwanie informacji, noclegow, itp. Zabralam sie za to dopiero pare tygodni przed wyjazdem, jak juz bylo wiadomo, ze bilety beda honorowane, a bilet do Oslo kupilam dzien przed wylotem, bo czekalam na prognoze pogody. W przypadku ladnej pogody planowalam kupic bilety na wczesniejsza godzine i pojechac do miasta. Wyjazd do Fairbanks pewnie bedzie tanszy, bo wynajmiemy jakis domek i bedziemy zywic sie samemu. Za loty zaplacilismy po £308 (1,771PLN) z Amsterdamu, przez Heathrow i Seattle.
Fajna relacja, chociaż podróż zupełnie nie w moim stylu (zdecydowanie za dużo czasu w aucie, a za mało na szlakach), ale co kto lubi
:) Powtórzę się - piękne zdjęcia, już się nie mogę doczekać zimowej Alaski w Twoim obiektywie
:)
Ja bym się na pewno przeleciał na dzień do Barrow postawić stopę na samej "górze" Ameryki Pn. i spojrzeć na Ocean Arktyczny
:)Btw. w informacjach o Space Needle pomyliłaś skalę Beauforta ze stopniami Richtera
Dopielam wczoraj plan wycieczki w lutym. Moj maz zrezygnowal z wyjazdu z powodu pracy, wiec anulowalam jego promocyjny bilet w BA. Nie wiem czy dostane podatki z powrotem, czekam az cos pojawi sie na koncie, miloby bylo, gdyby oddali te 149 euro. Zrezygnowalam tez z domku kolo Fairbanks, ktory mialam zarezerwowany przez AirBnB. Doszlam do wniosku, ze jak jade sama, to moge zanudzic sie tam przez 11 dni. Probowalam zwerbowac zastepczych towarzyszy podrozy, ale dla Polakow przeszkoda byl brak wizy, a dla innych brak czasu. Wstepny plan wyglada tak:03/02/2016 przylot poznym wieczorem do Fairbanks04-09/02 Fairbanks, znalazlam nocleg w B&B troche na uboczu, podobno idealne miejsce na zorze, na razie nie podaje nazwy, bo nie sfinalizowalam jeszcze rezerwacji. Znalazlam to miejsce na Booking.com, ale skontaktowalam sie z nimi bezposrednio, zeby upewnic sie czy nie bedzie problemu z poznym przyjazdem i dostalam te sama cene co na Booking i oferuja jeszcze 5% znizki za platnosc gotowka. 09/02/2016 - przelot do Anchorage, Alaska Airlines, $87 w cenie bagaz, do 3 toreb na terenie Alaski za darmo09-13/02 - Anchorage, tutaj wybralam hotel miejski, zeby moc latwo poruszac sie po miescie i znalezc sobie jakies zajecie wieczorem, gdyby pogoda nie dopisywala na zorze. W promocji Starwooda zarezerwowalam tanio pokoj w lokalnym Sheratonie. W cenie sniadania i dostep do saloniku, wiec bede mogla podgryzc cos za darmo wieczorem. Ogolnie ceny hoteli sa niskie o tej porze roku w Anchorage i mozna przebierac w nich. Mam zamiar pokrecic sie po miejscach, gdzie bylam we wrzesniu, zeby zobaczyc je w zimowej szacie, oczywiscie nie wszystkie dlugie trasy, ale przynajmniej okolice. Do tego zwiedze muzea, na ktore zabraklo czasu poprzednio.13/02 - przejazd pociagiem Aurora Winter Train do Fairbanks. Znalazlam ta atrakcje wczoraj, pociag niestety jezdzi raz w tygodniu i wraca dzien pozniej. Ustawilam pobyt w Anchorage pod ten pociag. Powrot z Fairbanks do Anchorage jest w niedziele w nocy, stad tez nazwa Aurora Train. Od konca lutego maja miec dodatkowy kurs w srodku tygodnia. Pociag kosztuje 2 razy tyle co samolot, ale jak juz go odkrylam, to nie moglam odmowic sobie przejazdzki. Informacja na stronie agencji turystycznej, bilety kupuje sie bezposrednio, ale nie ma tam takiego dokladnego opisu trasy: http://www.backcountrysafaris.com/alask ... -train.php14/02 - wylot do Seattle i Londynu zakladajac, ze pociag dojedzie poprzedniego dnia i zdaze na samolot o 6.30 rano. Wynajelam samochod zarowno w Fairbanks jak i Anchorage, bez samochodu nie ma polowania na zorze, o czym przekonalam sie we wrzesniu. Wynajem samochodu w miare tani, pod warunkiem, ze bierze i oddaje sie w tym samym miejscu. Nie chcial wyjsc mi trick taniego wynajmu z lotniska i oddania w centrum Anchorage. Poprzednio bylo jakis blad w systemie Enterprise, ze nie doliczalo ekstra oplaty, ale najwyrazniej go wyeliminowali. Tym razem od razu zapytam sie czy samochod ma podgrzewane siedzenia i nie wyjazdzam z wypozyczalni, dopoki takiego nie dostane. Myslalam, ze ten wyjazd padnie ofiara kupna domu, ale transakcja przeciaga sie, wiec pewnie zdarze spokojnie pojechac, spakowac sie po powrocie i dopiero przeprowadzic. Kolory nieba na Alasce powinny byc ekstra o tej porze roku.
Od kilu lat “polowanie na zorze “ jest stala pozycja w moim kalendarzu podrozniczym. W zwiazku z tym zaczely wyczerpywac mi sie pomysly, gdzie pojechac w Skandynawii i doszlam do wniosku, ze czas odwiedzic Alaske.
Z pomoca przyszla “promocja” British Aiways na biznes klase do USA. Przy tego typu promocjach trzeba szybko myslec, dokad chce sie poleciec, a jedyne co mi przyszlo do glowy to wlasnie Alaska. “Promocja” nie obejmowala tej trasy, wiec kupilam bilety do Seattle, a do Anchorage dokupilam zwykle w klasie ekonomicznej, po tym jak BA potwierdzilo, ze bedzie honorowac blad taryfowy.
Haczykiem “promocji” byl poczatek trasy w Oslo. Moj maz zostal juz zahartowany na trasie do Honolulu z Dublina z trzema przesiadkami, wiec Seattle z Oslo nie bylo dla niego szokujace i zglosil swoj udzial w tej wyprawie.
Trasa przelotu:
LHR-OSL 18/09/2015, 13.05
OSL-LHR 18/09/2015, 21.25
LHR-SEA 19/09/2015, 9.55
SEA-ANC 19/09/2015, 14.35
Dzien 1.
Nasza podroz zaczela sie od krotkiej wizyty w hotelu Thistle Heathrow T5, gdzie zaparkowalismy samochod i zameldowalismy sie na jedna noc. Noc w hotelu + parking, kosztowal prawie tyle samo co zostawienie samochodu na standardowych parkingach. Niestety byl bardzo duzy problem ze znalezieniem wolnego miejsca. Auta staly wszedzie, na podwojnych liniach, na trawnikach, itp. Hotel nie ma za dobrze przemyslanej polityki parkingowej.
Stamtad dostalismy sie PODem na Terminal 5, skad polecielismy do Oslo. Na lotnisku w Oslo spedzielismy okolo 5h w Lounge OSL. Nie dalo sie znalezc lepszego polaczenia bez czekania, a Oslo nie nadaje sie na operacje “back to back” czyli przylot i wylot tym samym samolotem.
OSL Lounge jest calkiem przyzwoita jak na zbiorowke dla wszystkiech lini. Bar salatkowy, swieze pieczywo, napoje zimne i gorace, alkohole. Z cieplych dan zupa dnia. Jedzenie przynoszone na biezaco, nie bylo sytuacji, ze talerze swiecily pustkami. Aczkolwiek sprzatanie nie szlo im za dobrze. Stoliki zastawione naczyniami, klejace sie stoly. Wzor dywanu na podlodze taki, ze nie wiadomo czy to komus wylala sie kawa czy to tak ma byc.
Samolot powrotny na Heathrow byl spozniony 50 minut, ale bardzo szybko go przygotowano do odlotu i po drodze nadrobil troche spoznienia. Z T5 ponownie uzylismy PODa, zeby dostac sie do hotelu. Zajmuje to okolo 5 minut. Dzieki temu dostalismy sie szybko do pokoju i moglismy wyspac sie przed kolejnym dniem podrozy.
Dzien 2.
Z hotelu wyszlismy okolo 7.15, kolejna podroz PODem na T5, nadalismy bagaz do Seattle i poszlismy przetestowac Concorde Room. Jest to salonik tylko i wylaczenie dla pasazerow pierwszej klasy i czlonkow programu BAEC, ktorzy wylatali 5000TP rocznie. Niektorzy specjalnie robia Tier Points Run, zeby dostac dostep do tego saloniku, ale za bardzo nie wiem po co. Nie zachwycil mnie niczym. Jedzenie jest tylko na zamowienie, mozna usiasc przy stolach jak w restauracji lub zamowic cos pozostajac w czesci ogolnej. Sniadanie, ktore zamowilismy niczym nie roznilo sie od tego, co jest dostepne w First Class lounge. Jajecznica byla zimna, a English Breakfast meza mozna byloby zlozyc samemu z samoobslugowej jedzenia w GF (Galleries First). Jedyna widoczna roznica jak dla mnie, to drozszy szampan i lepszy wybor alkoholi i koktajli. Oczywiscie menu Concorde Room jest bardziej rozszerzone niz to z GF, ale na sniadaniu nie ma duzego wyboru. Byc moze pozniej jest lepsze jedzenie. Menu mozna przejrzec na stronie FlyerTalk - http://www.flyertalk.com/forum/british- ... 015-a.html
Wypilam troche Laurent-Perier Grand Siecle, posiedzielismy na kanapie i poszlismy do naszej bramki w satelicie B. Boarding poszedl sprawnie. Przy wejsciu do samolotu, po zorientowaniu sie, ze leciemy pierwsza klasa, stewardesa zaprowadzila nas do naszych miejsc, a za chwile wjechal kieliszek szampana na powitanie, ten sam co w lounge.
Siedzenia, a raczej Suites sa calkiem spore, jest prywatna szafa, wszystkie niezbedne gniazdka do ladowania urzadzen, pilot do TV, itd. Ekran niestety trzeba zlozyc do startu i ladowania, co uwazam za niedogodnosc, bo nie mozna ogladac trasy lotu, ani filmu. Dostalismy Amenity Kits oraz pizamy (sleeping suit, brzmi lepiej niz PJ ;-) ) Pomysl przebrania sie w pizame wydawal mi sie troche dziwny, ale potem doszlam do wniosku, ze po co gniesc wlasne ubrania, jak moge przebrac sie w cos wygodniejszego. Inni pasazerowie tez tak zrobili. W pierwszej klasie jest 14 miejsc, bylo zajetych 8, a potem pojawil sie pasazer numer 9, ktory najwyrazniej przyszedl z business lub ekonomicznej, bo nie widzialam go przy starcie.
Widok ogolny na kabine.
Miejsce srodkowe.
Szafa przy miejscu przy oknie.
Miejsce przy oknie.
Gniazdka i pilot do TV na miejscu srodkowym.
Pizama.
Damski Amenity Kit/Wash bag.
Po starcie ponownie pojawily sie drinki i moj kieliszek nigdy nie byl pusty przez cale 9h lotu. Oprocz LP Grand Siecle, sprobowalam jeszcze Marion-Bosser Cru Blanc de Blancs, jednak ten pierwszy bardziej mi smakowal. Nie probowalam zadnych win, ani innych mocnych alkoholi. Maz powiedzial, ze jedno z czerwonych win bylo bardzo dobre i sprawdzi nazwe w domu.
Jedzenie ladnie podane, przystawki, danie gowne, deser. Jako glowne danie wybralam steka z Aberdeen Angus beef, ale byl on przecietny. Jak do tej pory, zadne samolotowe mieso nie przebilo steka z American Airlines. Na deser skusilam sie na lody, za to maz wybral ciastko czekoladowe i bylo ono przepyszne.
Starter.
Kolejny starter.
Starter meza.
Danie glowne.
Deser.
Deser meza.
Godzine przed przylotem serwowane jest Afternoon Tea: kanapki, scones i jeszcze cos lekkiego.
Kabina przed przylotem do Seattle.
Przelot pierwsza klasa uwazam za pozytywne doswiadczenie, aczkolwiek nie wiem czy bylabym rownie zadowolona, gdybym zaplacila za to pare tysiecy funtow. Doplata 22500 avios do business jest rozsadna cena, ale gdybym miala na to wydac 100tys avios, to chyba nie palilabym sie do tego. Spadek do klasy ekonomicznej, na pewno bedzie bolesny. Szczegolnie, ze mam bilet na ten sam lot na luty i zarezerwowane miejsce w ostatnim rzedzie… Jest jedna wada miejsc z przodu samolotu, trudno robi sie zdjecia przez okno. Glowne miejsce jest za daleko od okna i trzeba usiasc na krawedzi. Druga opcja, to siedzenie na podnozku, ale wtedy nie mozna odchylic sie do tylu, bo obudowa szafy przeszkadza.
Przesiadka w Seattle byla meczaca. Jak juz bylo napisane w innej relacji z Alaski - http://www.fly4free.pl/forum/into-the-w ... ,210,76135 , nie ma zadnych toalet miedzy wyjsciem z samolotu, a wyjsciem do hali bagazowej.
Tuz po wyjsciu z samolotu zjechalismy ruchomymi schodami do kontroli paszportowej. Tam skorzystalismy z kolejki dla USA, Kanady i Esta (kolejna wizyta). Najpierw przeszlismy przez automatyczne kioski, gdzie byl skanowany paszport, odciski palcow i robione zdjecie. Nastepnie z wydrukiem stalismy w kolejce do czlowieka. Nie wiem jaka jest funkcja kioskow, bo ponownie musielismy skanowac odciski palcow i to z obu rak i ponownie robiono zdjecie. To wszystko zajelo 15 minut. Potem trzeba bylo odebrac torby, nie czekalismy, bo juz jezdzily po pasie bagazowym. Z torbami wyruszylismy do kolejnej kolejki, zeby wyjsc z tej czesci. To zajelo kolejne 15 minut, mimo ze kolejka caly czas poruszala sie do przodu.
Po wyjsciu z przylotow byly stanowiska Delty i mozna bylo od razu nadac bagaz do kolejnej destynacji i przejsc przez kontrole do bramek S lub wyjsc z lotniska. Przy opcji wyjscia z lotniska, znowu dwie mozliwosci, mozna puscic bagaz na tasme i dojedzie on do terminalu glownego albo zabrac go ze soba do pociagu tranzytowego.
Moglismy nadac torby od razu, ale nigdzie nie bylo toalet, zeby odswiezyc sie i przebrac, a te pierwsze pol godziny na ladzie w Seattle bylo dosc nieprzyjemne. W zwiazku z tym pojechalismy z bagazami do terminalu glownego, gdzie w koncu byla jakas toaleta. Nastepnie nadalismy bagaze przy stanowisku Delty, przeszlismy kolejna kontrole bezpieczenstwa i moglismy wrocic do bramek S. To wszystko zajelo poltorej godziny od ladowania.
Kontrola bezpieczenstwa byla dziwna. Powiedzieli, zeby nic nie wyjmowac z bagazu, bo nie maja korytek i nie zdejmowac butow.
Bramka odlotowa do Anchorage byla rzut beretem od tej, do ktorej przylecielismy i moglam obserwowac "nasz" samolot BA, ktory byl przygotowywany do odlotu.
Mielismy 3h przerwy miedzy lotami, wiec dlugo nie czekalismy. Lot do Anchorage byl wyprzedany i szukali ochotnikow, ktorzy zdecyduja sie na pozniejszy lot, za odpowiednia rekompensata w formie vouchera Delty. Nie wiem czy ktos sie zglosil czy nie. W czasie boardingu okazalo sie, ze dwie osoby maja to samo miejsce i nastapila konsternacja wsrod obslugi. W koncu jakos upchneli tego pasazera, w rzedzie przy wyjsciu awaryjnym. Jedna pani z pierwszego rzedu ekonomicznego zostala “wyrzucona” ze wzgledu na niepelnosprawnego pasazera i wyslali ja na koniec. Boarding byl dlugi, ale mimo to zostalo jeszcze miejsce na bagaze na gornych polkach i samolot odbil od terminalu na czas.
Te 3h na pokladzie Delty byly bardzo dlugie i meczace. Mialam okazje zrobic platny upgrade do pierwszej klasy, ale nie chcialam tego robic wczesniej, na wypadek, gdybysmy nie zdazyli na samolot. Potem mialam to zrobic przed odlotem z Londynu, gdy bylo juz wiadomo, ze bedziemy na czas, ale zapomnialam. Niby miejsca w ekonomicznej maja 32 cale miedzy rzedami, ale bylo jakos niewygodnie, poza tym bylismy juz zmeczeni.
W Anchorage przywitala nas piekna pogoda i widoki. Na dworzu bylo okolo 15C i slonecznie. Okazalo sie, ze musze zadzwonic do hotelu po shuttle bus, bo tak sam z siebie nie jezdzi i nie ma zadnego specjalnego telefonu na lotnisku, z ktorego mozna zadzwonic. Przy bagazach byla tablica z numerami do 20 hoteli, ale nie do naszego.
Shuttle bus przyjechal po 15 minutach i zawiozl nas do Homewood Suites. Nie pamietam juz dokladnie, dlaczego wybralam ten hotel, poza tym, ze mial darmowy shuttle bus z lotniska i do centrum oraz darmowy parking. Wlasciwie to jest to taki klaster hoteli, obok jest Hilton Garden Inn i buduja kolejny apartamentowiec tej samej sieci Home2. Kawalek dalej jest Motel6, Marriott Fairfields Inn, itp.
Zastanawialismy sie czy ruszyc sie gdzies do miasta czy po prostu pojsc spac. Stwierdzilismy, ze pojdziemy spac, a ja wstane okolo 22.00 i zobacze czy jest zorza. Budzik zawiodl albo ja go nie slyszalam, bo obudzilam sie troche pozniej, sprawdzilam kamerke internetowa z Fairbanks, zobaczylam, ze zieleni brak i poszlam spac. Okolo 2 rano obudzilismy sie i trudno bylo juz zasnac. Ponownie sprawdzilam internet na telefonie i na specjalnej grupie na Facebooku zobaczylam, ze szaleje zorza. Wyjrzalam przez okno i faktycznie szalala nad miastem.
Niestety brak samochodu uniemozliwil mi oddalenie sie od swiatel miasta i zrobilam tylko pare zdjec z pustego placu obok hotelu.
Dzien 3.
Od 5 rano czekalismy na sniadanie ☺ Dobry czas na napisanie kawalka relacji z podrozy. O dziwo sniadanie w Homewood Suites nie bylo takie tragiczne jak sie spodziewalam. Oczko wyzej niz darmowe sniadanie w Hampton Inn i Fairfields Inn. Wiadomo, wiekszosc produktow wysoko przetworzonych, ale nawet byly prawdziwe jajka na twardo czy serek wiejski.
Niedlugo jade odebrac samochod z wypozyczalni w miescie i zdecydujemy dokad jechac na wycieczke, pogoda dopisuje. Oczywiscie relacja kolegi Maciass jest bardzo przydatna i bedziemy powielac czesc jego tras.Dzien 3, ciag dalszy.
Hotelowy shuttle bus zawiozl nas do wypozyczalni Enterprise, gdzie mielismy zarezerwowany samochod. Para z drugiego hotelu, gdzie zatrzymuje sie bus, rowniez jechala do tej samej wypozyczalni. Podobno mozna zamowic w wypozyczalni odbior i dowoz do nich, ale zapomnialam o tej opcji.
Na miejscu dostalismy Hyundai Elantre, zamowilam klase Avensis, wiec podobna wielkosc. Pierwsze rozczarowanie, to brak podgrzewanych siedzen. Auto na Alasce bez podgrzewanych siedzen !? W Skandynawii zawsze sa podgrzewane fotele, nawet w najmniejszych autach, to bardzo istotne udogodnienie, gdy poluje sie na zorze. Drugie rozczarowanie: port USB nie laduje telefonu, duza wada, bo korzystam z nawigacji w Nokii. Poza tym auto mialo tablice rejestracyjne z Waszyngtonu, co zauwazylam na pierwszym postoju. To moze wyjasniac braki w wyposazaniu niezbednym na dalekiej polnocy.
Jazda po Anchorage jest dosc latwa, bo wszystko jest oparte na kwadratach, ulice w systemie jednokierunkowym, z kilkoma pasami. W niedziele ruch bardzo maly.
Plan dnia: wycieczka do Whittier. Droga dojazdu prawie, ze prosta, caly czas autostrada nr1 na poludnie i potem odbic na lewo. Widoki przepiekne, po prawej woda i gory, po lewej gory z zoltymi drzewami, trasa jak z pocztowki.
Zatrzymalismy sie na kilku punktach widokowych, lacznie z Beluga Point. Staralam sie uwiecznic te piekne widoki, ale slonce troche grymasilo i chowalo sie za malymi chmurkami, ktore rzucaly cien na gory. Na drodze nr1 ruch byl przecietny, wszyscy jechali z podobna predkoscia, okolo 65 mph.
Po skrecie na Portage i Whittier widoki staly sie jeszcze ladniejsze (jak to mozliwe?). Pierwszy przystanek: Moose Flats. Parking w lesie z kilkoma trasami spacerowymi, oczka wodne ze stolami piknikowymi, widok na okoliczne gory.
Kolejny punkt: miejsce obserwacji dzikich lososi. Z parkingu jest kilka szlakow spacerowych, ze specjalnymi drewnianymi podestami. Tablice informacyjne z wyjasnieniami, wszystko starannie przygotowane dla zwiedzajacych. Lososie “wisialy” sobie w rzece, co jakis czas wyskakujac. Stolowka z gotowym posilkiem dla niedzwiedzia. Nastepnym razem jak kupie w sklepie dzikiego lososia z Alaski (Wild Alaskan Salmon), bede wiedziala skad do mnie przyjechal.
Tuz przy Portage droga rozdzielila sie na lokalna z parkingami i kawiarnia, a druga odnoga pojechala w strone tunelu do Whittier. 20 wrzesien to juz okres po sezonie turystycznym i kawiarnia byla zamknieta. Nie ma juz rejsow do lodowca. Na parkingu na koncu drogi byla wielka tablica, ze rejsy juz od maja.
Z parkingu wczesniej wiodl szlak spacerowy do lodowca. Po przeczytaniu, ze to tylka 1 mila po plaskim, wyciagnelam meza na spacer. On nie lubi chodzic po gorkach, wiec na wspolnych wyjazdach mam ograniczone opcje. Nie doszlismy do samego lodowca, bo juz kawalek wczesniej bylo widac, ze lod wisi dosc wysoko, a na dole jest tylko duzo kamieni. Czesto jezdze do Szwajcarii, wiec widok lodowcow nie jest mi obcy.
Na sciezce bylo duzo rodzin z dziecmi i ludzi z psami. Wszyscy korzystali z pieknej, jesiennej pogody.
Czas wyruszyc do tunelu. Od czasu relacji Maciassa cena za przejazd wzrosla do $13. Mielismy szczescie, ze zalapalismy sie na ostatnia chwile przed zmiana kierunku jazdy i nie musielismy czekac 40 minut. Kierunek ruchu jest zmieniany co pol godziny, z racji tego, ze w tunelu jest tylko jeden pas.
Tunel o dlugosci 4100m, to nic nowego dla mnie. W Szwajcarii sa dluzsze tunele, aczkolwiek tamtejsze maja zwykle dwa pasy. Przypomnial mi sie tunel z Norwegii, ktory mial automatyczne drzwi, chroniace go przed sniegiem. Pamietam jak stwierdzilismy: “no nie, tunel zamkniety”, a wystarczylo podjechac blizej i drzwi otwieraly sie i mozna bylo jechac.
Po przejezdzie przez tunel mozna zatrzymac sie na chwile na malym parkingu, gdzie jest wystawa o historii tego miejsca. Tak sie sklada, ze o Whittier czytalam kilka miesiecy temu w gazecie, ale nie zadalam sobie trudu zapamietac nazwy, ani sprawdzic lokalizacji. Dopiero po przeczytaniu relacji Maciassa skojarzylam, ze to jest wlasnie to miejsce, gdzie wszyscy mieszkaja w jednym bloku. Nie sadzilam, ze trafie w tak odlegle i nieco dziwne miejsce. http://www.dailymail.co.uk/travel/trave ... -roof.html
Nad woda jest duzy parking z kilkoma sklepami i knajpkami. Mozna parkowac za darmo przez 2h. O tej porze roku nie bylo problemu z wolnymi miejscami. W zatoce jest duza marina z prywatnymi lodkami, z boku terminal promowy. I to wlasciwie wszystko. Dlasza czesc cywilizacji znajduje sie w “centrum” miejscowosci – Downton, jak to ladnie brzmi ;-)
Taki koniec swiata, ale nie moglo zabraknac Chinczykow i azjatyckiej restauracji. Musza dobrze karmic, bo widzialam duzo ludzi wychodzacych ze srodka. Ceny nie byly jednak zbyt zachecajace.
Weszlismy na chwile do kawariarnii Lazy Otter, mielismy kupic kawe, a skonczylismy z shakami z nutelli. Byly tak geste, ze trzeba bylo uzyc lyzeczki. Mial byc napoj, wyszedl duzy kubek lodow czekoladowych. Faktycznie pamiatki i akcesoria odziezowe mieli tanie, o czym moglam przekonac sie porownujac ceny, do sklepow z Anchorage.
Historia z jedynym budynkiem mieszkalnym dla wszystkich rezydentow miasteczka bardzo mnie intrygowala, ale nie na tyle, zeby pojsc odwiedzic Downtown. Ograniczylam sie do zrobienia zdjec tunelu I budynkow.
Jeden z ladniejszych budynkow nad woda, to hotel Inn at Whittier. Sympatyczne miejsce na odludziu.
Na miejscu spedzilismy godzinke, tak by zalapac sie na kolejna zmiane kierunku ruchu w tunelu i nie utknac na dluzej.
W drodze powrotnej do Anchorage zatrzymalismy sie tylko przy Potter Marsh Bird Sanctuary. Warto podjechac na oficjalny parking i przejsc sie specjalnie zbudowanymi podestami widokowymi.
Na zakonczenie dnia pojechalismy do centrum Anchorage. Parking nie nalezy do najtanszych, najpierw wjechalam na jakis publiczny parking, gdzie do 2h liczono sobie $8, wiec stwierdzilam, ze poszukam czegos tanszego. Zatrzymalismy sie przy budynkach urzedu miejskiego, tam liczyli sobie 4 dolary do 2h godzin postoju, troche lepiej. Chociaz szkoda, ze w niedziele po poludniu nie mozna parkowac za darmo, miasto i tak jest opustoszale o tej porze. Najpierw przeszlismy sie 6th Avenue, zajrzelismy do kilku sklepow z pamiatkami, a nastepnie do centrum handlowego. Sklepy z pamiatkami Bear Gifts maja zawyzone ceny, chociaz jest tworzone wrazenie, ze wszystko jest na wyprzedazy i jest tanio. Sklep tuz obok mial nizsze ceny i ladniejsze pamiatki.
W centrum handlowym sa dwa duze domy towarowe: Nordstrom i JC Penny. Nie wchodzilismy do zadnego z nich, przeszlismy sie tylko zobaczyc jakie sa mniejsze sklepy. Bylam rozczarowana, ze nie ma zadnych sklepow outdorowych. Spacer po 5th Avenue zaowocowal znalezieniem sklepu Alaskan Outfitters, gdzie mieli bardzo duzy wybor cieplych i specjalistycznych ubran, a nawet dzial taktyczny z kamizelkami kuluodpornymi, nozami, itp. Ja bylam pod wrazeniem wyboru rekawiczek, nie pamietam, zebym widziala az tyle, w jakimkolwiek sklepie wczesniej. Niestety wybor butow byl maly, a szkoda, bo mialam nadzieje, ze moze tanio kupie buty trekkingowe.
Ostatnim punktem programu na ten dzien, byl obiad. Wybralismy sie do Golden Coral Bar and Grill , ktory byl obok hotelu. Okazalo sie, ze jest to buffet, gdzie placi sie stala cene za posilek plus napoj, a nastepnie zapycha sie wszystkim co dostepne. Bardzo niebezpieczne miejsce, bo maja ogromny wybor jedzenia. Aczkolwiek jakosc jedzenia nie jest zbyt wysoka. Skusilam sie na steka i pieczen wolowa, ale obie sztuki miesa byly takie sobie. Jedzenie jest podzielone na trzy dzialy: salatki i zupy, miesa i dania gowne, desery. Patrzac na to wszystko, nie mialam watpliwosci dlaczego Amerykanie sa tacy grubi.
Kolacja – dinner, kosztowal $14.79 od osoby i napoje po $2.39. Ceny juz z podatkiem, bez zbednego zgadywania kwoty brutto, co zawsze mnie irytuje. Chyba wole isc do troche lepszej restauracji i wybrac danie z menu, ktore jest porzadnie przygotowane.
Zachod slonca z okna hotelowego.
Mimo wielkiego zmeczenia, postanowilam pojechac wieczorem i zapolowac na zorze. Mialam spisane kilka punktow widokowych i wybralam parking przy Flattop Mountain. 25 minut jazdy samochodem, ostatni odcinek po kretej, ciemnej drodze. Na miejscu nie wjechalam na parking, a pojechalam kawek dalej do rozwidlenia drog i zaparkowalam na jednej z odnog.
Bardzo fajny punkt widokowy, w dole widac swiatla Anchorage. Prawie jak w Los Angeles z Mullholand Drive, tylko nie widac lini rownoleglych ulic. Niebo bylo w miare czyste, ale zorzy brak. Wysiedzialam okolo poltorej godziny, pokrecilam sie w kolko samochodu, porobilam troche zdjec nieba i tyle. Co ciekawe, droga dojazdowa na parking byla bardzo ruchliwa. Gdy przyjechalam okolo 21.30, byly tylko 2 samochody, gdy wracalam po 23.00, bylo okolo 20 aut. Najwyraznie wszyscy chcieli zobaczyc widowisko podobne do poprzedniej nocy. Z tego co czytalam i slyszalam rozmowy roznych osob, wszyscy mowili, ze poprzedniej nocy byla piekna zorza. Szkoda, ze nie mialam auta tego dnia. Coz, nie mozna miec wszystkiego (podobno).
To biale to snieg, na dworzu bylo -2C.
Jedyna zielen jaka zobaczylam tej nocy, waski pasek tuz nad swiatlami parkingu.
Czas na sniadanie, ciag dalszy nastapi.Dzien 4.
Plan dnia: wycieczka do Seward.
Wyjechalismy z Anchorage ta sama droga co poprzedniego dnia i przez kolejne kilkadziesiat mil jechalismy po wlasnych sladach. Jednak tego dnia byla troche inna pogoda i odplyw, wiec widoki byly inne. Chmury, a moze mgla, wisialy nad sama woda i nad lakami.
Gory w czapkach z chmur.